Home Ludzie #WARSAWGIRL: MARTA PODOBAS. “Oszalałam na punkcie improwizacji musicalowej”

#WARSAWGIRL: MARTA PODOBAS. “Oszalałam na punkcie improwizacji musicalowej”

by Kasia

Improwizacja to Wasza miłość? Jeśli kochacie Klub Komediowy, postać Marty Podobas z pewnością nie jest Wam obca. Kiedy ta dziewczyna pojawia się na scenie od razu przyciąga wzrok, a gdy zaczyna śpiewać, chce się jej słuchać w nieskończoność!

Jak Marta połączyła pasję do muzyki z improwizacją i jak radzi sobie z izolacją? Na te i więcej pytań odpowiedzi znajdziecie w poniższej rozmowie!

Marta Podobas to dziewczyna orkiestra! Kto widział kiedyś Musical Improwizowany, miał szansę poznać jej wielki talent!

Warsawholic: Jesteś muzykiem, występujesz na różnych scenach. Jak to się stało, że zdecydowałaś się połączyć muzykę z improwizacją?

Marta Podobas: Od zawsze korciły mnie rzeczy związane z aktorstwem, improwizacją i komedią, jednak wybór studiów technicznych, pogrzebał moje marzenia o szkole aktorskiej. Z radą i mobilizacją przyszła moja przyjaciółka Joanna Kucharczyk, która była częścią ekipy zakładającej Musical Improwizowany. Zaprosiła mnie na spektakl do Klubu Komediowego, a ja momentalnie oszalałam na punkcie improwizacji musicalowej. Postanowiłam, że muszę to robić.

Jakiś czas później zapisałam się do warszawskiej Szkoły Impro na „zerówkę” i nie przebierając w słowach, moje życie całkowicie się zmieniło. Umięjętności i wartości pielęgnowane przez sztukę improwizacji, sprawdzają się w każdej możliwej dziedzinie. W biznesie, w randkowaniu, w pisaniu i przede wszystkim na scenie.

Improwizacja teatralna niesamowicie otworzyła mnie scenicznie. Na koncertach czuję się o wiele śmielej, jestem uważniejsza i swobodniejsza. Nie boję się improwizować wokalnie, zwracać się do widowni. To jedna z najlepszych decyzji, jakie podjęłam.

Marta Podobas w towarzystwie improwizatorów, których na pewno kojarzycie z Klubu Komediowego! Improwizacja to ich pasja i praca


Zwykła improwizacja wydaje mi się trudna (a przy widowni dodatkowo stresująca!), a ta śpiewająca to chyba jeszcze inny poziom. Jak sobie radzisz z nerwami i wymyślaniem piosenek na bieżąco? 

Zawsze przed spektaklem mam tremę i w momencie wejścia na scenę, trzęsą mi się kolana. Faktycznie w przypadku Musicalu, stres bywa największy. W tym formacie żonglujemy wieloma piłeczkami na raz. Wymyślamy na bieżąco bohaterów, fabułę, piosenki i choreografię, w kontekście proponowanego przez publiczność tytułu. Stres i nerwy odpuszczają po kilku minutach spektaklu.

Staram się przekuć je w podekscytowanie niewiadomym i skupienie. Natomiast to, na co zawsze czekam, to właśnie piosenki. To moje ulubione części Musicalu. Punkt kulminacyjny każdej sceny. Jeśli scena jest mięsista, piosenka jest samograjem. Słowa układają się same i jest to dla mnie największa przyjemność.

Da się to w jakiś sposób ćwiczyć, próbować?

Oczywiście! Tygodniowo mam 14 godzin różnych prób, z czego cztery musicalowe. Ponadto korzystam z każdej możliwości warsztatowania z zakresu improwizacji komediowej, muzycznej, a ostatnio i klaunady. To jest mocno uzależniające.

Zdarza się, że na próbie coś wychodzi Ci lepiej niż później w spektaklu?

Na próbach rozkładamy formaty, sceny i piosenki na części pierwsze. Skupiamy się na bardzo konkretnych zagadnieniach, na mikroskopijnych niuansach tworzących spektakl. Często porównujemy narzędzia improwizacyjne do mięśni, które trzeba wzmacniać.

I oczywiście, zdarza mi się, że któryś z moich mięśni, na próbie z trenerem działa świetnie, a na scenie jest nieporadny. To się zdarza, kiedy ćwiczymy coś nowego albo dawno czegoś nie ćwiczyliśmy, a ja chcę wykorzystać to w spektaklu. W gorącej wodzie kąpana!

Masz czasami sytuację kompletnej blokady, pustki w głowie w trakcie występu? Jak sobie z tym radzisz?

Na scenie, w miarę nabywania praktyki w improwizacji, takie sytuacje zdarzają się coraz rzadziej. Mając wiedzę techniczną, można uratować się z większości blokad.

Jednak oczywiście zdarzyło mi się, kilka razy spanikować i faktycznie mieć pustkę w głowie. Na szczęście wtedy z pomocą przychodzą pozostali improwizatorzy. Gramy ze sobą co wieczór, wyczuwamy swoje nastroje. To działa jak system naczyń połączonych. Wtedy wystarczy się poddać, zaufać i podążać za tym, co oferuje partner.

Część ekipy Musicalu Improwizowanego. Muzyczna improwizacja w ich wykonaniu to złoto! Fot. Instagram.com/musicalimprowizov


Zdarza się na pewno, że jakiś żart “nie wejdzie”, widownia nie reaguje, nie ma śmiechów, a jedynie krępująca cisza. Myślę, że dla wielu osób, które chciałyby spróbować swoich sił w impro to może być jedna z najbardziej przerażających sytuacji. Przeżyłaś coś takiego? Masz jakąś radę dla początkujących, jak mogą sobie z tym radzić?

W improwizacji to, o co pytasz, dzieje się non stop. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć reakcji widowni. Każdy z nas ma również własne poczucie humoru, które ewoluuje. Widownia każdego dnia, o każdej porze, ma inną temperaturę, barwę. Wiele razy zetknęłam się z krępującą ciszą i tak, na początku bywa paraliżująca.

Moją jedyną radą jest „robić swoje i dobrze się bawić”. Być wrażliwym na reakcje widowni i uczyć się jej w trakcie spektaklu. Wiele razy cisza nie oznacza braku reakcji, a ogromne zaangażowanie w fabułę.

Początkującym, radziłabym zapraszać jak najwięcej życzliwych sobie osób na swoje spektakle. Teatr Improwizacji 1000 DEN, w którym jestem, tak właśnie zaczynał. Otaczaliśmy się naszymi rodzinami, przyjaciółmi i znajomymi, dzięki którym uczyliśmy się „czytać” widownię. Oni dawali nam uprzejmy feedback, który na początku drogi jest bardzo ważny.

Jeśli nie nie macie takiej możliwości i staniecie przed zupełnie obcą widownią, zaufajcie procesowi. Jeśli jeden spektakl pójdzie nie najlepiej, drugi z pewnością będzie o niebo lepszy. Cały czas się uczymy.

Improwizacja dostarcza widowni dużo śmiechu, ale wcale nie jest taka prosta!


Jeśli ktoś czuje, że muzyczna improwizacja, musicale impro to jego bajka – jak może to sprawdzić? Organizujecie warsztaty?

Oczywiście! Takie możliwości daje warszawska Szkoła Impro, w której warsztaty musicalowe prowadzą Joanna Kucharczyk oraz Aleksandra Markowska. Poza tym, również ja, od czasu do czasu prowadzę warsztaty improwizacji muzycznej i musicalowej. W Resorcie Komedii odbywają się musicalowe dżemy, na których każdy, w bardzo przyjaznych warunkach, może spróbować swoich sił.

Przy okazji festiwalu Warsaw Improv Festiwal, również odbywają się warsztaty z zagranicznymi instruktorami. Jednak, przede wszystkim, zapraszam na Musical Improwizowany do Klubu Komediowego. Polecam również śledzić wszelkie improwizowane formy muzyczne dostępne w Warszawie. Uczymy się, również poprzez obserwację i analizę.

Wszystkie ważne informacje można znaleźć na Facebooku: Szkoła Impro, Resort Komedii, Klub Komediowy, Musical Improwizowany.

Zdarzyła Ci się na scenie jakaś zabawna wpadka,  która zapadła Ci w pamięć?

Najśmieszniejszą i spektakularną wpadką był okryty legendą duet Foki i Zająca, który trwał, bez przerwy, 100 minut. Ja byłam tuż przed miesięcznym wyjazdem do USA i moja głowa, bez wątpienia, działała w innej strefie czasowej. Widzowie cały czas, dziarsko siedzieli na miejscach, nie dając nic po sobie poznać.

Nawet dostaliśmy dość duże oklaski. Natomiast, ja, będąc na świeżo po spektaklu, nie mogłam spojrzeć Zającowi – Łukaszowi Zajączkowskiemu, z którym tworzę duet Foka i Zając – w oczy. Teraz wybuchamy śmiechem na wspomnienie tamtego występu i bardzo uważnie pilnujemy czasu.

Głosu Marty możecie posłuchać m.in. podczas występów w Musicalu Improwizowanym. Jak sama twierdzi improwizacja uzależnia!


Wróćmy na chwilkę do teraźniejszości. Jak radzisz sobie z obecną sytuacją? Co robisz, żeby nie oszaleć w domu?

Przeszłam już chyba wszystkie możliwe fazy. Od radości, przez strach, aż po rozpacz. Najgorsze jest powracające poczucie bezużyteczności, które często ustępuje wspaniałym falom natchnienia. Jestem albo hiperaktywna, albo rozlewam się w błogim lenistwie. Na początku, dość optymistycznie, doprowadziłam mieszkanie, komputer, stare zdjęcia i kwiaty doniczkowe, do porządku.

Potem, na długo zastygłam w tęsknocie za sceną, czułam obezwładniającą bezradność, a moja głowa aż pulsowała od hasła „jestem niepotrzebna”. Miałam wrażenie, że wszyscy poza mną, robią coś wartościowego. Całe szczęście ten stan przeminął, a ja odnalazłam względny spokój i porządek, w tym szalonym czasie.

W weekendy jestem w Warszawie, gram spektakle online w Klubie Komediowym i korzystam z błogosławieństw „szybkiego łącza”, a resztę tygodnia spędzam na wsi, przytulając psy, prowadząc długie rozmowy z mamą i bratem, medytując i spacerując. Poza tym, non stop śpiewam, nagrywam, kombinuję, wygłupiam się i wiszę na telefonie z przyjaciółmi. Nie jest tak najgorzej…

A co zrobisz, kiedy to wszystko wreszcie się skończy?

Najpierw wezmę długą kąpiel, używając wszystkich peelingów, balsamów, pachnideł i odżywek, które mam. Pomaluję paznokcie na czerwono, zrobię perfekcyjny make up, a włosy zwilżę wodą z solą morską. Założę nową sukienkę od Risk Made in Warsaw i czarne szpilki. Zjem drugie śniadanie z przyjaciółmi w Stole na Nowolipkach i chwycę flat white na sojowym w kawiarni Forum.

Potem pójdę do Kina Muranów na dowolny popołudniowy seans. Po filmie przejadę rowerem miejskim do Resortu po shakerato i popędzę na Plac Zbawiciela. Zjem zupę z cukinii w Heritage i croissanta cytrynowego z Charlotte. Następnie zagram upragniony spektakl w Klubie Komediowym.

Chwilę po nim wyląduję z całą ekipą w Planie B, gdzie będę ze wszystkimi pić wino, plotkować i tańczyć. Na fali ogromnej radości i beztroski kupię bilety do Lizbony. Szczęśliwa i wolna wrócę uberkiem do mieszkania na Pradze, nucąc pod nosem portugalskie piosenki.

Pisząc ten plan, bardzo się wzruszyłam. To będzie idealny dzień. Nie mogę się doczekać.

Czas na coś warszawskiego! Jeśli miałabyś wymyślić własną piosenkę o Warszawie – jak brzmiałby jej tytuł i o czym chciałabyś w niej opowiedzieć?

Mam wiele ulubionych miejsc w Warszawie. Ciche ulice Saskiej Kępy, Park Arkadia, Stawy Cietrzewia we Włochach, które kojarzą mi się ze zdzieraniem kolan i graniem w klasy. Tarasy widokowe Starego Miasta i Mariensztat, będące przepięknie romantycznymi i sentymentalnymi. Stara Praga z sypiącymi się kamienicami, praniem na sznurkach i Maryjkami w podwórkach.

Wystarczyłoby wymienić te miejsca w zabawnych kontekstach, ale tak naprawdę moje warszawskie serce bije, uwaga, uwaga, na stacji Metro Politechnika. Stąd od 17 lat rozchodzą się moje warszawskie żyły i aorty. Najpierw XXVII L.O. im Tadeusza Czackiego, potem studia na Polibudzie, próby Sound’n’Grace, Bardotka Trio i w końcu praca w Klubie Komediowym. Piosence dałabym tytuł „Następna stacja, Politechnika”.

Przeczytaj też rozmowy z Agatą Duniak-Majcher z Bake My Day i Kingą Rylską, pomysłodawczynią akcji Posiłek Dla Seniora

You may also like